To jest ogromny ocean odrętwienia i beznadziei, dryfując po nim na oślep, bez wiosła i kompasu, bez latarni nawet najmniejszej, natrafiam po omacku na dziwne archipelagi, gdzie zacumować mogę na chwilę by poczuć trywialny śmiertelniczy ból, i tutaj tylko mogę sie go nie wstydzić. To ślepe chwile, przypadkowe mgnienia podarowane bez żadnego zamiaru. A potem znów czas odpływać...