Chcę żeby spadł śnieg
Przykrył moje myśli
Łatwiej jest pełzać w mroku
borderline bpd współuzależnienie pograniczna osobowość żona alkoholika mrok alkoholizm seksoholizm beznadzieja śmierć autodestrukcja samobójstwo
niedziela, 9 listopada 2014
niedziela, 31 sierpnia 2014
Odrzucona rozpacz. Gorące perły w zgięciu łokcia. Rytm 9d.1/2M. Rytm ustającego pulsu, cieczy gęstych i gorących.
Noc, brak spokoju, spokoju brak, nigdy nigdy już go nie będzie.
Czekanie w pogoni. Zdarte do krwi pragnienie. Zwierzęce pożądanie człowieka, przedmiotu, uczucia. Brak, ogromny brak.
Tak bardzo nie wiem i tak bardzo sie boję. Drżę i czekam. Umartwiam się i drętwieje. Oczy budzą się pełne już łez. Serce bije za szybko, na własną zgubę.
Proszę. Już! Przerwij!
Uratuj.
Noc, brak spokoju, spokoju brak, nigdy nigdy już go nie będzie.
Czekanie w pogoni. Zdarte do krwi pragnienie. Zwierzęce pożądanie człowieka, przedmiotu, uczucia. Brak, ogromny brak.
Tak bardzo nie wiem i tak bardzo sie boję. Drżę i czekam. Umartwiam się i drętwieje. Oczy budzą się pełne już łez. Serce bije za szybko, na własną zgubę.
Proszę. Już! Przerwij!
Uratuj.
czwartek, 28 sierpnia 2014
Nigdy się nie kończy
Ten wrzód na mózgu
Czuje ciepłe palce
Na moim nadgarstku
Ach! Cisza i słabość
Nic nie czuję!
Spojrzenie w oczy
4 sekundy...to znak to znak
Tarcza odmierza
Wartości sekundy
Czuję to na piersi
To znak, to znak
Wsunę się pod ramię
Przykleje do biurka
Wypowiem wiele słów
Z których większość porzucę
27.08.14 (5 d. 1/2 M)
wtorek, 29 lipca 2014
Lipiec
Miasto z grymasem
Upał na stalowym niebie
Szare powietrze
I Ciebie w nim brak
Taksówka, oh! taksówka
Ratuje mnie z piekła
Wiezie mnie do domu
A Ciebie w nim brak
Zasne pod stołem
Śniąc o narkotykach
Po których zapomnę
Że Ciebie tu brak
Nie wejde do łóżka
Przylożę ucho do dywaniu
Posłucham o tym
Że Ciebie tu brak
niedziela, 20 lipca 2014
Już, rozsypało się, rozpierdoliło doszczętnie. Spokojnie, to tylko powrót do śmierci, tam gdzie Twoje miejsce. Umarłaś. I co w tym dziwnego? Zawsze w końcu umierasz. Nie nauczyłaś się jeszcze umierać? Jesteś taka żałosna...tyle razy to robiłaś i znowu dziwisz się jak głupie dziecko. To tylko kolejny koniec świata żałosna dziewczynko. Zdychasz. I tyle. Nic wielkiego. Sama tego chciałaś. Po co sie uśmiechałaś? Po co cieszyłas się łaskotaniem motyli w brzuchu? Po co odnajdywałaś w pościeli ten zapach? Spokojnie...już możesz zmyć makijaż, już możesz nie zwracac uwagi na popękany lakier na paznokciach, już nie musisz czekać z sercem w gardle na mężczyznę, który czyni cię szczęśliwą. Daruj sobie. Zajmij się śmiercią. To jedyne co ci wychodzi.
poniedziałek, 14 lipca 2014
Pomyliłam dziś słońce z wybuchem nuklearnym. Wyszłam z domu i to miasto znowu mnie udusiło.
Niby wszystko gotowe a nic się nie udaje. Paznokcie mam nadal czerwone. Wiatr podwiewał mi sukienkę. Straciłam resztkę powietrza w płucach. Dusza zebrała sie do rzygania, lecz w ostatniej chwili wszystko przełknęła. Widać to jeszcze nie ta chwila, gdy wszystko ulatuje. Musze podusić się jeszcze, dzień, dwa lub dłużej. Muszę zmęczyć śmierć w sobie, odłożyć na później. Pokonać jadłowstręt. Zmusić mięśnie twarzy do jakiegokolwiek ruchu. Pokonać drżenie dłoni gdy myślę o Tobie. Nie zwracac uwagi na wilgoć w majtkach. Muszę oddychać, muszę otworzyć szerzej oczy. Zasnąć. Wstać. Nie nienawidzieć ludzi. Muszę odbyć drogę powrotną do bólu, gdyż tam jest ciszej i bezpieczniej. Ćma jest jeszcze zbyt słaba, by uciec z otchłani. Spali ja słońce.
piątek, 11 lipca 2014
Kocham Ciebie najbardziej jak się da
Oczekuje tylko Ciebie, niczego innego
Chcę Ciebie
Haa, jest jak jest
Akredytowany bilet w jedna stronę
Mam nadzieję
Ciągle o Tobie myślę, właściwie bez ustanku
Ignoruję wszystko co złe, nie chcę już go tego
Emanuję dobrem do Ciebie, przynajmniej się staram
Będzie co ma być, nie trzeba się martwić
Interpretuję tylko dobre znaki
Eskaluję... do Ciebie
M. ... miłość ...
Oczekuje tylko Ciebie, niczego innego
Chcę Ciebie
Haa, jest jak jest
Akredytowany bilet w jedna stronę
Mam nadzieję
Ciągle o Tobie myślę, właściwie bez ustanku
Ignoruję wszystko co złe, nie chcę już go tego
Emanuję dobrem do Ciebie, przynajmniej się staram
Będzie co ma być, nie trzeba się martwić
Interpretuję tylko dobre znaki
Eskaluję... do Ciebie
M. ... miłość ...
środa, 2 lipca 2014
Bezbrzeżnie coś sie połamało
I nim bezwiednie wpadło w ranę
Coś zakwililo i zaświtało
Zanim zostało połamane
Potem szyderczo jak skok z piętra
To bardzo chciało być przytulane
I grzęznąć w bredniach obiecało
Że nie chce nigdy byc tulane
Gdzie książe był, czym się zajmował
Że nie chiał obmyć mojej rany
To przecież nic się nie zdarzyło
Mały dysonans połamany
I nim bezwiednie wpadło w ranę
Coś zakwililo i zaświtało
Zanim zostało połamane
Potem szyderczo jak skok z piętra
To bardzo chciało być przytulane
I grzęznąć w bredniach obiecało
Że nie chce nigdy byc tulane
Gdzie książe był, czym się zajmował
Że nie chiał obmyć mojej rany
To przecież nic się nie zdarzyło
Mały dysonans połamany
wtorek, 1 lipca 2014
sobota, 14 czerwca 2014
niedziela, 8 czerwca 2014
wtorek, 27 maja 2014
poniedziałek, 26 maja 2014
Motyle w brzuchu kłębiły sie w takich ilościach, że przez prawie dwa miesiące chodziłam na palcach, gdyż z mojego żołądka cały czas próbowało ulecieć to słodkie, różowe i lepkie romantyczne robactwo, wyginało mnie na wszystkie strony, sprawiało, że czułam i zachowywałam sie jak niespełna rozumu, doprawadzając mnie niemalże do chwili porzygu w najmniej spodziewanym i odpowiednim momencie, sprawiało, że czułam się WYKURWIŚCIE SZCZĘŚLIWA.
Nienazywając, nie definiując, nie wzywając, nie namaszczając, nie umierając.
Zatliło się we mnie życie.
Na horyzoncie niewyraźnie zamajaczył Kaj...Kaj z Krainy Lodu. Lód nie odstępuje. Kaj jest daleko. Bardzo, bardzo daleko. Od 7 lat nie wybrał się aż tak daleko. Wykonuje dużo dziwnych i dość śmiałych ruchów, lecz to nie zbliża go wcale. Nadal tkwi na dalekiej północy. Zima nadal jest wieczna.
Balansując niebezpiecznie na krawędzi absurdu ostatecznie i z dużą ulgą przechyliłam się na Twoją stronę M. A Ty tymczasem pogrążłes się w labiryncie kwiatów i wilczych jagód własnych myśli. Co chwilę wychylał z nich łeb bestii - niecierpliwej, kąsającej, zmiennej i gotowej na wszystko. Pewnej nocy bestia wypełzła powoli i mozolnie z Twojego ciała, spojrzała Ci prosto w oczy i wtedy spuściłeś ją z łańcucha. Wgryzła się prosto w moje serce mając w głowie jedyną słuszna misję - ZNISZCZYĆ WSZYSTKO.
Tak, czuję się zniszczona.
Nienazywając, nie definiując, nie wzywając, nie namaszczając, nie umierając.
Zatliło się we mnie życie.
Na horyzoncie niewyraźnie zamajaczył Kaj...Kaj z Krainy Lodu. Lód nie odstępuje. Kaj jest daleko. Bardzo, bardzo daleko. Od 7 lat nie wybrał się aż tak daleko. Wykonuje dużo dziwnych i dość śmiałych ruchów, lecz to nie zbliża go wcale. Nadal tkwi na dalekiej północy. Zima nadal jest wieczna.
Balansując niebezpiecznie na krawędzi absurdu ostatecznie i z dużą ulgą przechyliłam się na Twoją stronę M. A Ty tymczasem pogrążłes się w labiryncie kwiatów i wilczych jagód własnych myśli. Co chwilę wychylał z nich łeb bestii - niecierpliwej, kąsającej, zmiennej i gotowej na wszystko. Pewnej nocy bestia wypełzła powoli i mozolnie z Twojego ciała, spojrzała Ci prosto w oczy i wtedy spuściłeś ją z łańcucha. Wgryzła się prosto w moje serce mając w głowie jedyną słuszna misję - ZNISZCZYĆ WSZYSTKO.
Tak, czuję się zniszczona.
piątek, 2 maja 2014
Nie wiem kiedy...po 2 dniach? jednym? trzech? Ostro i niespodziewanie, jak cios sprutą butelką.
Stało się TO. Wyrzygało się ze mnie, wylało, rozsadziło mi głowę i do dziś nie odstąpiło.
A ja dotąd nie wiedziałam, że TO istnieje.
TO pachnie tak słodko, że muszę to zjeść. Leży przy mnie spokojnie jak tej nocy gdy siedząc w kryjówce na brudnym osiedlu patrzyliśmy w gwiazdy. TO mówi, że ładnie, że pieknie i że to bardzo lubi. Mówi i chce słyszeć. Domaga się. Chce moich myśli i mojego ciała. Dotyka tak delikatnie, aż trudno czasem to poczuć. Pozwala wsuwac się moim palcom w jego dłoń i łapie je w ciepły i kruchy kielich dłoni. Chce trwac w tym bez ruchu, w ciemnym pokoju pod cienkim kocem. Chce rozkoszy. Mojej. Pozwala śmiać sie i płakać. Pozwala mówić i słyszeć śmierć. Pozwala zdjąć moje maski.
Stało się TO. Wyrzygało się ze mnie, wylało, rozsadziło mi głowę i do dziś nie odstąpiło.
A ja dotąd nie wiedziałam, że TO istnieje.
TO pachnie tak słodko, że muszę to zjeść. Leży przy mnie spokojnie jak tej nocy gdy siedząc w kryjówce na brudnym osiedlu patrzyliśmy w gwiazdy. TO mówi, że ładnie, że pieknie i że to bardzo lubi. Mówi i chce słyszeć. Domaga się. Chce moich myśli i mojego ciała. Dotyka tak delikatnie, aż trudno czasem to poczuć. Pozwala wsuwac się moim palcom w jego dłoń i łapie je w ciepły i kruchy kielich dłoni. Chce trwac w tym bez ruchu, w ciemnym pokoju pod cienkim kocem. Chce rozkoszy. Mojej. Pozwala śmiać sie i płakać. Pozwala mówić i słyszeć śmierć. Pozwala zdjąć moje maski.
czwartek, 24 kwietnia 2014
Z całą pewnością bardzo Cię kochałam i masz jakieś pierwszeństwa. Lecz kiedy nadszedł mozolnie oczekiwany czas Trzech Żebraków - Bólu, Rozpaczy i Żalu, zrozumiałam, że jest to tylko i wyłącznie moim udziałem i jest to tylko Mój Ból, Rozpacz i Żal. Ty od dawna tkwisz w Krainie Lodu i jedyne co Cię prowadzi to Królowa Śniegu w postaci butelki Wódki, między którą a Tobą stałam tyle lat. Teraz, Książe, już nie zagrażam Tobie ani Twojej miłości. Róbcie i czyńcie co tylko zechcecie. Bo teraz :
Wszystkie banknoty jakich dotykałeś do tej pory, są w Twoim posiadaniu.
Wszystkie światła jakie widziałeś zapłonęły nad tobą.
Idź i nie przepraszaj!
Moje włosy, buty i zdjęcia. Moja Matka Boska Ciemna w szczątkowej aureoli którą pożera ciemność, lecz zawsze nade mną. Moje picie, palenie, moje łajdaczenie. Moje kieliszki, moja pościel, mój Pies. Moje w kącie płakanie, moje straszne umieranie. Mój strach, serca kołatanie, rąk drżenie, tęsknoty i niespełnienie. Nienażarte pragnienie, wieczne nieukojenie. Niewypowiedziane proszenie, po głowie nie pogłaskanie, nie przytulenie w noc ciemną. Niepewność. ..
...to TYLKO MOJE. Już nigdy nie Twoje.
Prepraszam...
...za straszne awantury, z domu wyrzucanie, brzydkie słowa, wieczny bałagan, palenie papierosów, polewanie ziemniaków sosem, mokry blat w łazience i spanie do południa. Za to wszystko i wiele innych, przepraszam szczerze z głębi mojego żalu.
A Ty idź i nie przepraszaj.
Wszystkie banknoty jakich dotykałeś do tej pory, są w Twoim posiadaniu.
Wszystkie światła jakie widziałeś zapłonęły nad tobą.
Idź i nie przepraszaj!
Moje włosy, buty i zdjęcia. Moja Matka Boska Ciemna w szczątkowej aureoli którą pożera ciemność, lecz zawsze nade mną. Moje picie, palenie, moje łajdaczenie. Moje kieliszki, moja pościel, mój Pies. Moje w kącie płakanie, moje straszne umieranie. Mój strach, serca kołatanie, rąk drżenie, tęsknoty i niespełnienie. Nienażarte pragnienie, wieczne nieukojenie. Niewypowiedziane proszenie, po głowie nie pogłaskanie, nie przytulenie w noc ciemną. Niepewność. ..
...to TYLKO MOJE. Już nigdy nie Twoje.
Prepraszam...
...za straszne awantury, z domu wyrzucanie, brzydkie słowa, wieczny bałagan, palenie papierosów, polewanie ziemniaków sosem, mokry blat w łazience i spanie do południa. Za to wszystko i wiele innych, przepraszam szczerze z głębi mojego żalu.
A Ty idź i nie przepraszaj.
niedziela, 20 kwietnia 2014
11 dni palimpsestu. Pamiętam i nie pamiętam, w ramkach wyciete niektóre obrazy, nałażą na siebie, nakładają się a potem rozpierdalają. Tak jakos było...mrok, mrok, picie, ćpanie mrok...przerwa...praca...gówno nie praca i mrok. Praca przerwą w mroku. Praca niby-praca, bo cóż można robić w takim stanie. Jedyne co z niej pamiętam to roztarty na ulicy mózg, rozjebane flaki, kawałki czaszki. Dzień jak codzień. Coś tam się stało. Siedmiu policjantów patrzy za parawan z niczego niemówiącym wyrazem twarzy. Chołota robi zdjęcia. Oni zapewne normalnie zjedzą obiad, a różowa plama na ulicy będzie schnąc sobie przez miesiąć lub dwa.
Na drugi dzień okazało się, że jednak wzeszło słońce. I ludzie popierdalają sobie ulica Bóg wie gdzie, chodzą sobie po różowej plamie. Niestety ja chodzić muszę po niej nadal. I chyba przez to boje sie iśc do pracy.
Następnie mieszkanie zdało się byc hotelem. Obcym, nieznanym miejscem wycieczki. Łóżko, brudna pościel, cały pokój. To nie tak...to nie tu. Ktoś sie pomylił, że mnie tu ulokował. A jedyne czego chciałam to wrócić do domu. Tak ogromnie nie wiedziałam jescze, że domu już nie ma...
Znalazł się ktoś, kto przejął kontrolę, stworzył prąd którym popłynęłam. Siedząc nad talerzem idealnie podanej zupy, jedzonej posrebrzaną łyżką z talerza z otartym brzegiem drugiego dnia odkryłam mężczyznę w jego ramionach i ustach. Sprawy jak zwykle zaszły za daleko, bo tak własnie jest z tymi sprawami. Nasączona jak gabka, cieknąca łzami i krwią, weszłam w konwencje prowadzącą na manowce. I kiedy poczułam fiuta w gardle, którego mimo wszystko przyjęłam jak opłatek, zrozumiałam, że jedyny kutas jakiego chcę jest Twoim kutasem, a ten który aktualnie profanował moje gardło i niech tylko Bóg wie co jeszcze, mógłby byc każdym z miliona, bez najmniejszej różnicy. I pomyslałam wtedy o Twoich ramionach, Twoich palcach z tak boską długa rzeźbą, jedynych i niepowtarzalnych, książęcych w swym chamstwie i zrozumiałam, że jedyne co mogę zrobić to położyć wszystko na łopatki.
Poranek, jak to poranek, bywa niezmiernie trudny. Kawa, śniadanie, rozmowa. Noc minęła. I wystrzeliło coś ze mnie, pozbawione świadomości, zamanifestowało swoja obecność czymś śliskim w moich majtkach. Nie mogłam uwierzyć...jakżebym mogła? Po tylu latach lodu i cynizmu, tylu żałosnie kończących się historiach, tylu razach kiedy kilka megaton mojego sarkazmu spuściło sie na czyjąś głowę, cos odmieniło się jak za pieprznięciem czarodziejskiej różdżki i utkwiło we mne.
A potem...noc straszna, noc zła. Noc podbudowana złym porankiem, złym dniem i złym popołudniem. Czekałam na zamówioną wódke i drżała mi noga pod stolikiem. Kurewskie napięcie. Kurewskie, bo zawsze kończy sie źle. A potem noc, która przyniosła samo zło. Noc, która zamordowała z premedytacja rodzące się chore szczęście. Nie ma bo nie ma. Utknęło. Rozjebałam wszystko! Do cna, na okruchy, na drzazgi. Nie ma nic prócz popiołu. Nie ma już pociechy, oparcia. Nie ma żadnej nadziei. Zostałam zupełnie sama, a wszyscy którzy mogliby mi pomóc nienawidzą mnie. Jestem kosmitą i mówię w nieznanym na ziemi języku. Moge krzyczeć, wrzeszczeć, machać rękami na migi, pokazywać palcem, ale to NIC nie da. Nie ma najmniejszej nici porozumienia, żadnego kanału, żadnego sposobu i żadnego języka, który umożliwiłby mi porozumienie sie ze światem.
Na drugi dzień okazało się, że jednak wzeszło słońce. I ludzie popierdalają sobie ulica Bóg wie gdzie, chodzą sobie po różowej plamie. Niestety ja chodzić muszę po niej nadal. I chyba przez to boje sie iśc do pracy.
Następnie mieszkanie zdało się byc hotelem. Obcym, nieznanym miejscem wycieczki. Łóżko, brudna pościel, cały pokój. To nie tak...to nie tu. Ktoś sie pomylił, że mnie tu ulokował. A jedyne czego chciałam to wrócić do domu. Tak ogromnie nie wiedziałam jescze, że domu już nie ma...
Znalazł się ktoś, kto przejął kontrolę, stworzył prąd którym popłynęłam. Siedząc nad talerzem idealnie podanej zupy, jedzonej posrebrzaną łyżką z talerza z otartym brzegiem drugiego dnia odkryłam mężczyznę w jego ramionach i ustach. Sprawy jak zwykle zaszły za daleko, bo tak własnie jest z tymi sprawami. Nasączona jak gabka, cieknąca łzami i krwią, weszłam w konwencje prowadzącą na manowce. I kiedy poczułam fiuta w gardle, którego mimo wszystko przyjęłam jak opłatek, zrozumiałam, że jedyny kutas jakiego chcę jest Twoim kutasem, a ten który aktualnie profanował moje gardło i niech tylko Bóg wie co jeszcze, mógłby byc każdym z miliona, bez najmniejszej różnicy. I pomyslałam wtedy o Twoich ramionach, Twoich palcach z tak boską długa rzeźbą, jedynych i niepowtarzalnych, książęcych w swym chamstwie i zrozumiałam, że jedyne co mogę zrobić to położyć wszystko na łopatki.
Poranek, jak to poranek, bywa niezmiernie trudny. Kawa, śniadanie, rozmowa. Noc minęła. I wystrzeliło coś ze mnie, pozbawione świadomości, zamanifestowało swoja obecność czymś śliskim w moich majtkach. Nie mogłam uwierzyć...jakżebym mogła? Po tylu latach lodu i cynizmu, tylu żałosnie kończących się historiach, tylu razach kiedy kilka megaton mojego sarkazmu spuściło sie na czyjąś głowę, cos odmieniło się jak za pieprznięciem czarodziejskiej różdżki i utkwiło we mne.
A potem...noc straszna, noc zła. Noc podbudowana złym porankiem, złym dniem i złym popołudniem. Czekałam na zamówioną wódke i drżała mi noga pod stolikiem. Kurewskie napięcie. Kurewskie, bo zawsze kończy sie źle. A potem noc, która przyniosła samo zło. Noc, która zamordowała z premedytacja rodzące się chore szczęście. Nie ma bo nie ma. Utknęło. Rozjebałam wszystko! Do cna, na okruchy, na drzazgi. Nie ma nic prócz popiołu. Nie ma już pociechy, oparcia. Nie ma żadnej nadziei. Zostałam zupełnie sama, a wszyscy którzy mogliby mi pomóc nienawidzą mnie. Jestem kosmitą i mówię w nieznanym na ziemi języku. Moge krzyczeć, wrzeszczeć, machać rękami na migi, pokazywać palcem, ale to NIC nie da. Nie ma najmniejszej nici porozumienia, żadnego kanału, żadnego sposobu i żadnego języka, który umożliwiłby mi porozumienie sie ze światem.
niedziela, 23 marca 2014
Piekielnie mi żal wszystkich nienapisanych słów bo o wypowiedzeniu ich nawet nie myślę. Tak wiele historii żyje w mojej głowie, a wiekszość z nich pozostanie tajemnicą. Lecz tajemnica musi mieć odbiorcę, musi być ktoś kto choćby domyśla się jej istnienia, przeczuwa...lecz wokół mnie tylko suchy pieprz, ludzie bez soku, bez myśli na przekór. Więc może moje historie nigdy nie istniały i nigdy nie zaistnieją?
Czy aby coś istniało musi zostać powiedziane? Gdzie żyją postacie z książek i ludzie z obrazów? Czy to doprawdy jest tak, że ich nie ma? Skoro mają twarz i charakter to jakże mogą nie istnieć?
Wiele rzeczy ciężko jest pomysleć a jeszcze ciężej napisać lub ba! wypowiedzieć. Najtrudniej pisać o życiu. A to dlatego, że...uwaga będzie żałosny banał...(werble!)...życie jest trochę jak sen. Czy chcemy tego czy nie to owszem, pod niektórymi względami życie to sen.
I dlatego coraz mniej piszę a więcej myślę. I przestaje się wstydzić rozpierdolu w moich myślach. Taka jestem i inna nie będę. Rozpierdolona na dwa, na dziesięć, na tysiąć osiemset.
Czy aby coś istniało musi zostać powiedziane? Gdzie żyją postacie z książek i ludzie z obrazów? Czy to doprawdy jest tak, że ich nie ma? Skoro mają twarz i charakter to jakże mogą nie istnieć?
Wiele rzeczy ciężko jest pomysleć a jeszcze ciężej napisać lub ba! wypowiedzieć. Najtrudniej pisać o życiu. A to dlatego, że...uwaga będzie żałosny banał...(werble!)...życie jest trochę jak sen. Czy chcemy tego czy nie to owszem, pod niektórymi względami życie to sen.
I dlatego coraz mniej piszę a więcej myślę. I przestaje się wstydzić rozpierdolu w moich myślach. Taka jestem i inna nie będę. Rozpierdolona na dwa, na dziesięć, na tysiąć osiemset.
Subskrybuj:
Posty (Atom)