niedziela, 1 grudnia 2013

Światło przeszyło moje ciało
Rozbłysło, rozpromieniło i rozpłatało
Na twoich palcach coś słonecznieje
To coś dziwnego, co świeci nie grzeje

I świeci, nie ciepli, nie dotyka rany
Nie trąci iskierką warg rozedrganych
Lecz woła jak suka rują ostygła
Bo dotykanie ran jej już zbrzydło

Boleśnie wtedy kołdrę odkrywa
I widzi we wnętrzu żem ja jeszcze żywa
I pali dotykiem krwi nie poznanym
I czerpie z swej dumy zadając rany

A potem w jedwabnej cieplej pościeli
Przypomni mi którejś krzykliwej niedzieli
Że z mojej zachcianki czynione to było
I nigdy nie pozna co się odkryło

sobota, 16 listopada 2013

Mydli się, mydli. Znowu nabrzmiewa, przelewa z jednego w drugie. Z pustego do pustego. Coś się zatrzymuje, grzęźnie w mydle, przelać się nie może.

Mówić, mówić, mówić. STOP. Nie mówić, nie chcieć mówić, nie móc mówić, nie potrafić. Knebel. Zaszyli mi usta. Mogę tylko uśmiechac się gwoli szwów, błyskać oczami.

Chcę powiedzieć. Nie powiem. Nie mogę.

Utracony wątek.

Cisza, cisza, cisza. W domu wielka cisza. Ogromna cisza panuje na TE tematy. Potem krzyk!
 I cisza sza sza szaaa....

Chodzimy do pracy, na pozór myślimy, jemy, oddychamy lecz nie czujemy. Udajemy marionetki. Teatr trwa. Akt pierwszy odgrywany po raz któryś. Kurtyna nie zapada. Żyjemy. Gramy.

niedziela, 27 października 2013

Opadło coś na dno. Pękło. Nabrzmiałe.

Groza groza groza. Pustka.

Pusto. Ludzi brak. Wołam w pustkę.

Kocham - powiedziałam z wielkim trudem. Teraz. Gdy już pękło, domknęło się. Czemu nie wcześniej? Choć czasem miałam ochotę...

Gówno. Życie. Irytacja. Zamienię na inne. Sprzedam. Odstąpie.

Spokój. Oddech. Taka chwila...Za drzwiami panika. Nie ma tlenu, nie ma czasu, nie ma przyszłości. Nie ma myślę, nie ma planuję, nie ma czuję, nie ma ma nadzieję. Stop. Zatrzymało się. Porzygało. Ulga - poczuło.

To. To coś. To ja. Nie ja. Smutny smutny pies. Bardzo smutny pies. Smutna ja. Zwiędła ja. Okno woła. Snu nie będzie. Będzie JA. Tylko ja. Sama sama ja. Smutna sama ja. Senna. Bez krwi. Bez soku. Bez życia. Beze mnie.

Bez Ciebie nie będzie mnie. Znowu będzie pustka. Kaj...zawróć z tych wód.

To nie ja byłam zła.

Przepraszam za zło. To nie ja. Kocham jednak. Tak. Właśnie tak.

niedziela, 9 czerwca 2013

Dlatego nigdy nie pytaj komu bije dzwon, bije on tobie

Znów w strugach deszczu spotykamy się i spotkać się nie możemy. Wołasz mnie? Czy mi sie tylko tak wydaje? Powiedz...proszę powiedz...co stało sie 19 maja? Powiedz, ja nikomu nie powiem. Zaufaj mi, jestem taka jak Ty. Jestem klaunem, błaznem idiotą, a w środku wiecznie wiecznie zionie czarna dziura, przepaść, wieczny grób. Sheol. My nie umrzemy, my urodziliśmy się martwi. To nie była Twoja śmierć, to była Twoja wolność. A cóż ja opłakuje? Ciebie czy siebie? Twoją śmierć czy moją? Jesteśmy tacy sami, ale to Ty przetarłeś szlak. Pokazałeś mi, że można. Uwolniłeś coś, uwolniłes mnie...Jesteśmy tacy sami. Wiem co czułeś tego dnia, wiem co czułes przez całe życie...a potem...leżałam razem z Tobą w tym ciemnym zimnym miejscu. Nie chciałeś puścić mojej ręki. Więc trzymałam ja. W tym dziwnym zimnym miejscu...a potem...cóż było...zakopali nas tam, pod ziemią. I leżymy tam razem nadal, z tym że ja jeszcze pojawiam się na powierzchni. Ty już się nie pojawisz. A potem...a potem...
potem...
Przyszedłeś do mnie we śnie
Wróciłeś
Przyszedłeś czysty, nowy i wolny
Tylko ja byłam naznaczona
Twoją historią

Przyszedłes się bawić

Poszlismy w noc
Po bruku mokrym od deszczu, po bruku srebrnym od księżyca
Po wódkę

Tuliłam Cie mocno do siebie
Koszula zmokła Ci na deszczu
A ja kleiłam sie do niej coraz bardziej

Śmiałeś się

Skończyła się wódka
Zgubilismy droge do sklepu
Serce pękło, księżyc zgasł
Puściłam twoją rękę
Odszedłeś


A gdybym kiedyś o tym zapomniała to był najbardziej deszczowy i najzimniejszy maj w historii świata.  Pierdolona wiosna w końcu wyglądała tak jak wyglądać powinna. I nadal ciągle pada...

"Życie jest tylko przechodnim półcieniem, Nędznym aktorem, który swą rolę Przez parę godzin wygrawszy na scenie W nicość przepada - powieścią idioty, Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.”

 Zawsze byliśmy wrzaskliwymi idiotami.

poniedziałek, 18 marca 2013

Wiecznie niedokończony i wiecznie niedojebana

Zdarzył się dzień z ilumicznym światłem
Po nim przyszła noc
Czarna dziura w głowie
Po nich przyszedł lęk
I obudziło się ciało
By na zawsze pozostać w urojonym grobie

Potem przyszedł tydzień sunięcia nad ziemią
Spaceru w mgle nocnej, długiego jak eon
Ciało wędrowało
Z piekła w alkohol
W słodkie delirium podszyte nadzieją


Kłopoty nadchodzą milowymi krokami. Wiem to. Bardziej wiem niż czuję, bo aktualnie nie czuję nic. Teraz jestem bardziej fotomontażem z własnego życia, jakże fajną i przyjemną ściemą. Lecz to tylko kwestia czasu. W końcu zdarzy sie TO. I co wtedy? Wrócę po własnych śladach czy pójde dalej?