poniedziałek, 25 stycznia 2016

Smutek
Smutek niestworzonych historii
Smutek historii z mojej głowy
Smutek nieprzeczytanej książki
Smutek tysiąca wersji
Smutek niezdecydowania którą wybrać
Smutek niewyjścia z domu
Smutek tylu papierosów
Smutek strachu przed szansą
Smutek strachu przed porażką
Smutek pomarańczowej pigułki

Jedynie pustka jest pewnością. Stałą wartością. Zawsze na swoim miejscu. Nieskończoną.

czwartek, 21 stycznia 2016

Śnieg na ulicach, srebrne kropki na ubraniach, roziskrzone powietrze, czarodziejska różdżka, herbata z rumem w jakimś pięknym miejscu. Po ulicy płynie się a nie spaceruje, unosi się jakieś 2 cm nad chodnikiem. Czubkami butów muska się bruk, ale buty nie niszczą się od tego. Dożo rzeczy robi się nieuważnie, ale nic nie szkodzi, bo nawet gdy zrobi sie je źle można je z urokiem i gracją naprawić. Pada śnieg. Delikatnie osypuje się na włosy jakby był pokruszonym opłatkiem. Kiedy pada śnieg na mrozie nie jest tak zimno. Nie trzeba przestępować z nogi na nogę i rozcierać ud, dlatego że nie założyło się dziś ciepłych rajstop, a sukienka , chociaż ciepła, jest zadziwiająco krótka. Nie ważne, że nie zdążyło się rano na tramwaj. Ważne, że można radować się srebrnym pyłem lecącym z nieba. Dzisiaj jest mało dokumentów, a wszystko co mam przy sobie jest niezwykle lekkie. Chcę trochę kolorów. Chcę czerwieni. Na ustach, w akcentach, kokardach, ozdobach, paznokciach. Chcę czegoś z Tobą.

Uciekłam z jednej klatki by zatrzasnąć się w drugiej. Nie mogę spać, trudno logicznie myśleć. Jesteś dymem. Kształtem z dymu, który się pojawił na chwilę tylko, by zniknąć na zawsze i już nigdy nie ukazać się w tym samym kształcie. Jesteś sobą. Ja przecież wiem kim, ponieważ jestem gąbką która wsiąka wszystkie iluzje.




wtorek, 5 stycznia 2016

Horror Vacui

Wychodzę z domu, wsiadam w autobus tramwaj, jadę na drugi koniec miasta. Cóż z tego, skoro nawet nie wyszłam ze swojej klatki. Z czterech stron otacza mnie TO. Gasną światła w rozświetlonym mieście. Jest ciemno. Ciemno, duszno i cicho. Wstaję, uciekam, biegnę. Na nic ucieczka. TO nadal jest przy mnie. We mnie, na zewnątrz, w każdej cząstce powietrza, która dotyka mojego ciała i płuc.

Mogę. Mogę przemieszczać się, wyjeżdżać, wracać, spotykać ludzi, kochać ludzi, nienawidzić, śmiać się, rozmawiać, rozbawiać, pocieszać, dotykać, rozpruwać, gwałcić, pić alkohol, tańczyć. Mogę planować tysiąc pięknych śmierci, pisać wiersze, umierać z tęsknoty, płakać nad okrucieństwem człowieka. Mogę wszystko to robić, ale nie mogę czuć się wolną. Nie mogę opuścić mojej uwięzi, przestać się dusić.

Kto wtłoczył we mnie to brzemię? Tą pustkę bez dna i mrok bez jednej gwiazdy? Kto śmiał dopuścić się tego sadyzmu…Przeprowadzić szalony eksperyment na żywym organizmie…

Nie ukrywam twarzy w dłoniach, nie krwawię łzami gdy nikt nie widzi. Ale zawsze obecna jest we mnie ta zimna kurtyna której nikt nie może zobaczyć. Lecz ja obserwuję przez nią cały świat. Przez nią dotykam, smakuję, czuję. Na moich ramionach zawsze przysiada czarny ptak i co dzień dziobie mnie w kark, aż do kręgosłupa. Gdyby ktokolwiek odgadł co czai się wewnątrz mnie umarłby z przerażenia i smutku.

Pasmo dni sunie nieustająco poprzez moje życie, nie zwalnia, nie czeka. A ja regularnie miotam się pomiędzy wytryskami wszechżycia a zimnem otwartego grobu, od którego nie ma żadnej apelacji ani odwołania.  Ile istot zraniłam a ile pochwyciłam w ostatniej chwili w dłonie…sama już nie pamiętam. Pamięć mam słabą. Myli mi się wszystko…Rany, blizny, ciosy, wybaczenia, powroty. Czasami wydaje mi się, że mogę wydać dwa sądy w jednej sprawie i będą one tak samo sprawiedliwe. Nie pamiętam czy to ja umarłam czy zabiłam. Kto pierwszy rzucił kamieniem? Kto pierwszy się obnażył, kto się ofiarował a kto zwyciężył…Ilu było tych, którzy mnie rozpruli, rozerwali na kawałki? Gdzie są teraz i jak daleko ode mnie stoją?

To miasto jest wielkie, a takie malutkie. Takie cichogłośne. Mogę je przejść w kilka chwil, mogę w nim zaginąć. Spektrum. Moje spektrum. Obejmuje zupełnie inne przestrzenie. Obejmuje to co niezauważalne, niewygodne, nieistniejące na co dzień i tak bardzo niemoralne. To ja jestem tą złą! Możesz mnie nienawidzić i uwolnić się poprzez tą nienawiść. Możesz położyć na mnie dłonie i oddać mi swoje grzechy. Wezmę je wszystkie. Ty będziesz czysty, radosny i spokojny. Będziesz mógł pozdrawiać ludzi łagodnym gestem. Wszyscy będziecie to mogli. Bo ja zniosę wszystko. wszystko od was wezmę i zaniosę tam, gdzie nikt z was nie ma wstępu. Bo gdyby ktoś z was przekroczyłby ten próg oszalałby od tego, co by tam zobaczył.

A więc świętujcie mój uśmiech. Spijajcie słowa z moich ust, niech mój śmiech brzęczy wam w uszach aż ogłuchniecie. Bawmy się, bawmy! Bo tylko to pozostało.

Nikt nie zna słowa PUSTKA. Nie funkcjonuje ono w żadnym języku. Ponoć są słowniki, zawierające nieudolne definicje tego słowa. Ot, każdy może się zapoznać. Tak samo jak każdy słyszał w szkole o aberracji chromosomów czy funkcjach trygonometrycznych.

To wszystko dzieje się, wplata się w dni mojego życia, podąża za mną krok w krok. Zarazem regularnie i chaotycznie. Nie można tego przewidzieć, ale należy się zawsze spodziewać. Czekam wtedy na jakieś słowo. Słowo od Ciebie. Może być proste, może być głupie, niewyszukane, nieprzemyślane, niecenzuralne, trywialne. Ale niech będzie dobre.