czwartek, 23 lipca 2015

Ustało. Zatrzymało sie. Ciiii cisza

Tylko po to aby rozkwitnąć. Aby wybuchnąć! Jeszcze większym absurdem niż do tej pory!


czwartek, 9 lipca 2015

Ile strachu a ile imaginacji?

To nie była pomyłka, to nie było potknięcie się przez nieuwagę. To był skok w przepaść. Pozbawiony świadomości ale z pełna wiedzą, że tam na dole nie będzie poduszek, tylko ostre skały o które roztrzaskam się doszczętnie. Chciałam to skoczyłam. Lecąc oszukiwałam cały świat i siebie, że będzie inaczej, że jestem bezpieczna. Ozdobiłam pysk świętym usmiechem i pobiegłam nie ogladając się za siebie. Kłamiąc sobie samej, że to wcale nie jest śmiertelne niebezpieczeństwo.

Skoczyłam. Lecę. Widzę już skały. Uśmiech znika, wykrzywia mi usta, przywiązuje do brody dwukilogramowy ciężarek, łzy pociekły. Odwrotu nie ma. Nie było od samego początku.

Jestem. Twoja. Dziwka. Dziecko.

Pies wpycha głowę pod Twoją dłoń.

Potrzebuję krwi. Swojej.

W końcu przyszedł. BÓL. Pierdolony przyjaciel, moje lustrzane odbicie. Moje, tylko moje. Swoje, znane, bezpieczne bolenie. Oczekiwana kara za szczęście. Nie można być szczęśliwym, nie można się śmiać, nie można tak długo nie płakać!!! Bo w końcu przyjdzie ON, złapie za ryj, dognie do ziemi, wyrucha i zeszmaci. Trzeba płakać, trzeba być obolałym w jakis sposób na codzień, trzeba pielęgnować smutek. Wtedy kara nie będzie tak sroga. Nie sponiewiera tak bardzo. Sama chciałam. prowokowałam GO. Więc przyszedł i jest wściekły. Och tak bardzo wściekły!!! Boje się go. Lecz czuję także ulgę. Że to już. Już dostałam pierwszy wpierdol. Teraz leżę i skomlę. Daję siniakom oddychać, krwi przyschnąć.

Dwie planety. Dwa elementy wyłamane ze swoich światów stopiły się w całość w przestrzeni absurdu. Masz mnie. Posiadasz. Całą na własność. Rób co chcesz. Możesz. Ulepisz mnie jak wosk, jak plastelinę. Możesz wszystko. Bo ja już jestem Twoja, bo ja już należę do Ciebie. Użyj mnie jak chcesz. W każdym czasie, w każdej pozycji. Możesz opaść we mnie jak w puch. Ja zawsze tu będę. Zawsze zabiorę od Ciebie całe zło, choć na kilka chwil. Ukoję. Sprawię najwyższą rozkosz - sprawię, że zapomnisz.

Lecz...

Kto mnie teraz pokocha?

Kto mnie kiedykolwiek pokocha?