Światło przeszyło moje ciało
Rozbłysło, rozpromieniło i rozpłatało
Na twoich palcach coś słonecznieje
To coś dziwnego, co świeci nie grzeje
I świeci, nie ciepli, nie dotyka rany
Nie trąci iskierką warg rozedrganych
Lecz woła jak suka rują ostygła
Bo dotykanie ran jej już zbrzydło
Boleśnie wtedy kołdrę odkrywa
I widzi we wnętrzu żem ja jeszcze żywa
I pali dotykiem krwi nie poznanym
I czerpie z swej dumy zadając rany
A potem w jedwabnej cieplej pościeli
Przypomni mi którejś krzykliwej niedzieli
Że z mojej zachcianki czynione to było
I nigdy nie pozna co się odkryło