poniedziałek, 30 listopada 2015

Umarłam, bo tak bardzo chciałam żyć. Umarłam śmiercią psa przywiązanego do drzewa. Mam psie oczy, delikatne ruchy palcy, nieobecne spojrzenie. Chodzę po ulicy nie podnosząc głowy. Uśmiecham się, gdy czuje ludzką obecnośc obok siebie. Tak świetnie jestem wytresowana. Rozmazał mi sie makijaż. To przez ten cholerny wiatr. Kilka razy zapomniałam słów. To przez niewyspanie. Tak świetnie umiem umierać w ukryciu, tak perfekcyjnie umiem być niepostrzeżenie martwa. Oszustka idealna. Jeśli ... jeśli kiedykolwiek Ty...to ja nigdy nic.  Obiecuję.

Żal mi samej siebie. Szkoda mi tego dzieciątka, które nauczyło się jedynie przyjmować ciosy i atakować. Perfekcyjnie wyszkoliło się w byciu gotowym do walki. Nauczylo się nie szanować swojego ducha i ciała. Zatruwać je, pokrywać bliznami. Burzyć i budować. Bo przecież wszystko da się jakoś naprawić, połatać. Coś urwać, coś doszyć. To dziecko nauczyło się tak cholernie nie zasługiwać.

Płaczę nad rzeczami, których wcale nie było wczoraj i kilkadziesiąt lat temu. Zmyśliłam je sobie, wydawały mi się. Bo nie zasłużyłam nawet na to, by były one prawdziwe. Nie zasłużyłam sobie na żadne współczucie i żadne ukojenie. Katów nigdy nie było, a jeśli nawet, to zostali uniewinnieni. Nie ma nad czym płakac, nie ma powodu do mazania się. "Jesteś nienormalna! Jesteś głupia!"Może...nie wiem. Na pewno nieadekwatna. I niezdolna. Do bycia normalną.

Brak komentarzy: