środa, 20 sierpnia 2008

Dzisiaj dokładnie nie pamietam czym bylismy. Dysydentami świata? Wypowiedzielismy wielką wojne, trwalismy w niej przez lata, kazdy dzień był bitwą, poleglismy bo nie było pokoju miedzy nami. Z czym walczylismy? Chyba ze śmiertelnością. Bylismy święci, nietykalni, wierzylismy w to, że możemy zapanowac nad smiercią. Było w tym tyle ułudy co spełnienia. Choć nigdy więcej potem nie wierzyłam tak mocno, nie byłam tak silna swoja wiarą, nigdy juz nie byłam niesmiertelna...Sprzeczalismy się o to kto na czyim grobie zapali swiatło, chociaz na prawde pragnelismy lezec w jednej trumnie. Krew...krew lała sie codziennie, blizny zarastały bliznami. Boże, alez bylismy slepi. podpisaliśmy z Toba pakt. I może do cholery dostalismy to czego chcieliśmy? Niepamiętam...Pamiętam tylko że potrafilismy odnaleźc cały śiat w ziarenku piasku i nic, zupelnie nic nie było nam potrzebne. Bylismy wolni a jednak przykuci do ziemi. Ta ziemska powłoka bolała najbardziej, wstrzymywała nasze plany, przeszkadzała. Chcielismy ją zrzucic nie wiedząc o tym że zostalibysmy nędznymi robakami, nagimi i bezsilnymi, które spaliłoby nawet słabe słońce. I po cóż nam to wszystko było? Mowiłes "będziesz jeszcze piekniejsza kiedy bedziesz kobietą". Tymczasem ja sie zestarzałam w jednej chwili. I już wtedy wiedziałam że nic więcej nie bedzie mi dane. A jednak podążałam raz obranym kierunkiem i nic nie było w stanie mnie powstrzymać. I znów coraz więcej krwi...az w końcu umarłam. Moje cialo leżalo sobie gdzies tam na dole a ja? czym ja wtedy byłam? gdzie byłam? tego tez nie pamiętam. Po długim czasie wróciłam w swoje ciało. Z początku obce, inne...musiałam sie przyzwyczaić. Zrozumiałam wtedy że moja śmiertelnośc, fizycznośc jest jedyną drogą by dojśc do jakiejś wiary. Moja ostatnia szansa...Trzeba wziąc ten świat za ryj i zacząc od poczatku! To wszystko przeszłośc, martwa przeszłośc. Więc po co do niej wracam? Nie chce wracać...To tylko nieskończone królestwa myśli zamknięte w łupinie orzecha...

Brak komentarzy: