piątek, 2 maja 2014

Nie wiem kiedy...po 2 dniach? jednym? trzech? Ostro i niespodziewanie, jak cios sprutą butelką.

Stało się TO. Wyrzygało się ze mnie, wylało, rozsadziło mi głowę i do dziś nie odstąpiło.

A ja dotąd nie wiedziałam, że TO istnieje.

TO pachnie tak słodko, że muszę to zjeść. Leży przy mnie spokojnie jak tej nocy gdy siedząc w kryjówce na brudnym osiedlu patrzyliśmy w gwiazdy. TO mówi, że ładnie, że pieknie i że to bardzo lubi. Mówi i chce słyszeć. Domaga się. Chce moich myśli i mojego ciała. Dotyka tak delikatnie, aż trudno czasem to poczuć. Pozwala wsuwac się moim palcom w jego dłoń i łapie je w ciepły i kruchy kielich dłoni. Chce trwac w tym bez ruchu, w ciemnym pokoju pod cienkim kocem. Chce rozkoszy. Mojej. Pozwala śmiać sie i płakać. Pozwala mówić i słyszeć śmierć. Pozwala zdjąć moje maski.

Brak komentarzy: